Cmentarzyska pamięci
Analiza słuchowiska Andrzeja Mularczyka "Z głębokości wód" w reż. Henryka Rozena

"Stary Żyd Eli Szyper wiele lat po wojnie żyje ze świadomością, że jego świat dawno już odszedł, że nie ma już miejsc, w których niegdyś bywał i żył. Nie wierzy w młode pokolenie. A jednak decyduje się na poszukiwanie rodziny żydowskiej Osadów, a wśród nich Romana, który kiedyś w czasie wojny uratował mu życie. Okazuje się, że owa rodzina mieszka niedaleko jego rodzinnych stron a sam Roman żyje. Eli wybiera się w odwiedziny." Tekst ten - jakże niefortunne streszczenie słuchowiska "Z głębokości wód" Andrzeja Mularczyka - zamieszczony na stronie internetowej Polskiego Radia straszy od jakiegoś czasu radiosłuchaczy i bywalców wirtualnych przestrzeni. Dlaczego straszy? Już po wysłuchaniu pierwszych taktów przedstawienia odpowiedź nasuwa nam się sama. Okazuje się bowiem, że to, z czym mamy do czynienia, nie jest kolejną z serii historii o stereotypowym Żydzie, Żydzie Mendlu Gdańskim albo tym z opowiadań Nałkowskiej czy Borowskiego. Muzyka, strzępki rozmów, fragmenty psalmów, odbijające się polskie i hebrajskie słowa szybko powodują, że zapominamy o przeczytanym wcześniej skrócie fabuły. Zaraz potem bezwiednie dajemy się zamknąć w martwym świecie pamięci głównego bohatera...

Przestrzeń pamięci jest nieuporządkowana. Podobnie woda. "Woda jest miękka i elastyczna, ale również twarda i nieugięta. Płynie lub stoi. Jest bezdźwięczna i głośna, posiada wszelaką naturę. Krystaliczna i czysta, zamulona i ślepa, mokra i sucha, słona i bez smaku, ciężka i lekka, nudna i dowcipna... Ma głębię i powierzchnię, jest zorientowana na cel płynąc we wszystkich kierunkach. Błyszczy jak lustro i odbija naszą twarz. Ale też zatapia każdy obraz i wynosi każde wspomnienie."1 Obie wykazują te same właściwości, obie pozwalają żyć jednocześnie powodując śmierć. Pamięć to z jednej strony tożsamość z drugiej - klatka bez wyjścia. Można utopić się w pamięci, zapominając o tu i teraz. W przedstawieniu Mularczyka pamięć i woda grają rolę szczególną, stanowią bowiem swoistą czasoprzestrzeń dla rozgrywających się w ich obrębie wydarzeń. Jak jednak pokazać pamięć? Niematerialna, niewidzialna, zupełnie abstrakcyjna, niepostrzeżenie dla oka, dała się zamknąć w dźwięku, dziś możemy ją więc usłyszeć.

Słuchowisko radiowe to twór specyficzny, znacznie różniący się od tradycyjnego dramatu scenicznego. Jego charakter doskonale określa Witold Hulewicz w dwóch zaledwie słowach - "teatr wyobraźni"2 . Słuchowisko, to teatr, który stanowi maleńką enklawę wolności słowa i dźwięku w świecie, który jest już, bez mała, monarchią absolutną obrazu. Przestrzeń i czas nie są tu wyznaczane przez zamkniętą w ciasnym pudełku sceny scenografię, ale swobodne i plastyczne, dzięki słowom tylko i dźwiękom, znajdują swoje miejsce w wyobraźni odbiorcy. Mieszkańcami tych słyszalnych przestrzeni są bohaterowie, odziani nie w sceniczne kostiumy, ale, w głosy i emocje.

Przyglądając się dokładnie wielu teoriom zaprezentowanym przez Sławę Bardijewską w tekście "Słuchowisko jako tekst słowno-dźwiękowy" można postawić tezę, iż tworzywem słuchowiska są słowo, głos, muzyka oraz wszelkie zjawiska akustyczne, włącznie z ciszą. Wszystkie one, ograniczone w uporządkowaną kompozycję, tworzą świat przedstawiony. Jak wielką wagę ma dla twórców "Z głębokości wód" słowo i jego znacznie, można wywnioskować chociażby, przyglądając się dokładnie nazwisku samego bohatera. Szyper to nikt inny, jak dowódca małego statku wodnego, na przykład rybackiego kutra. I nawet jeżeli nasz bohater z rybołówstwem nic nie miał wspólnego, to jak się za chwile okaże, jego żywiołem jest woda. Także dźwięk pełni rolę zdecydowanie prymarną w stosunku do obrazu. Nawet gdy w samej treści przedstawienia mowa jest o obrazach, ich wartość zostaje automatycznie podważona. Jest tak na przykład w pierwszej części, gdy Krysia pokazuje Eliaszowi archiwalne zdjęcie, na którym - w jej przekonaniu - uwieczniona została stara synagoga. Żyd, mieszkaniec dawnego miasta wyjaśnia jej jednak, że to na co patrzy w żadnym wypadku nie jest synagogą, a jedynie skromną bożniczką. To co widzialne, staje się więc dla nas niewiarygodne a certyfikat prawdziwości posiadają jedynie myśli i wspomnienia bohatera.

Sam dramat Mularczyka swą strukturą przypomina większą formę muzyczną. Podzielony jest na cztery części, z których ostatnia stanowi swego rodzaju kodę. Poszczególne części oddzielone są od siebie refrenem, będącym mniej lub bardziej wiernym odtworzeniem motywu, zaprezentowanego w preludium. Przejścia do kolejnych fragmentów odbywają się w sposób tak płynny, że jakiekolwiek cięcie jest właściwie niezauważalne. Kształt słuchowiska wyznaczają w głównej mierze dialogi oraz - i tutaj z braku terminologii posłużę się uproszczeniem - monologi wewnętrzne głównego bohatera. W tym przypadku istotną rolę gra muzyka, która tworzy tło dla wewnętrznych rozważań, a tym samym jest ważną wskazówką dla odbiorcy. Elementem, który od samego początku przykuwa naszą uwagę, jest pewnego rodzaju dwupłaszczyznowość świata przedstawionego. Z jednej strony mamy przestrzeń rzeczywistą, w której mają miejsce kolejne wydarzenia, z drugiej, przestrzeń świadomości bohatera. Najpierw skupię się na przestrzeni rzeczywistej.

Jak pisałam wcześniej, słuchowisko podzielone jest na cztery części. Różnią się one od siebie przede wszystkim miejscem akcji. Pierwszy fragment to biblioteka - dowiadujemy się tego z dialogu między bohaterami. Panna Krysia, tłumacząc Eliaszowi gdzie się znajduje, równocześnie informuje o tym radiosłuchaczy. Wtedy dopiero zrozumiała staje się dla nas głucha cisza, przerywana jedynie pracą hydrofora. Mówię o ciszy, dlatego, że muzyka i pieśni, które także słyszymy, nie należą do świata rzeczywistego, a wchodzą w zakres przestrzeni świadomości bohatera. Wszystkie czynności, wykonywane przez dwójkę postaci, poza tym, że są sygnalizowane za pośrednictwem słowa, mają także swoją dźwiękową ilustrację. Słyszymy gotującą się wodę, a Drzewicz głośnym łyknięciem daje nam do zrozumienia, że zażył lekarstwo. Poza tym w części pierwszej zapoznajemy się z sylwetką głównego bohatera, a dokładniej rzecz ujmując z jego głosem, sposobem w jaki mówi, formułuje zdania. Głos, od tej pory, staje się cechą rozpoznawczą, jest wyglądem i strojem, określa wiek, charakter, pozwala bezbłędnie odczytać samopoczucie Eliasza oraz emocje jakim w danej chwili się poddaje.

Zmiana miejsca akcji, a tym samym przejście do kolejnej części, zostaje zasygnalizowane w dialogu. Po raz kolejny funkcję przewodnika spełnia panna Krysia, ona to bowiem informuje Szypera, że zna rodzinę Osadów, że pan Roman wkrótce zostanie jej teściem i razem z synem mieszka na nowym osiedlu. Drugi fragment jest więc oparty na spotkaniu Eliasza z Romanem i Irkiem w ich mieszkaniu. Tutaj rolę komentatora pełni Irek (w tę rolę wcielił się Artur Barciś) który, w sposób krytyczny przedstawia historię swojej rodziny, i pozwala tym samy odbiorcy zapoznać się z sytuacją społeczną i materialną bohaterów. Cała scena utrzymana jest w konwencji realistycznej, oparta na dialogu wspomagana jest jedynie typowymi odgłosami ze świata zewnętrznego - przykładem niech będą chociażby skrzypiące drzwi. Bardzo bogata pod względem merytorycznym, walor emocjonalny pozostawia na drugim planie. Stanowi przez to, w jakimś sensie, przeciwwagę dla części następnej, trzeciej już, która dzięki swej wyjątkowej sile ekspresji, jest kulminacją całego słuchowiska.

Pierwsze słowa Irka i Eliasza wskazują na to, iż miejscem akcji jest stary, żydowski cmentarz. Wiatr, szeleszczące liście, nie pozwalają nam nie zauważyć, że wkroczyliśmy w świat smutku i przygnębienia, świat myśli i wspomnień bohatera. Dopiero teraz dostrzegamy w jak przemyślany sposób dwie płaszczyzny - rzeczywista i abstrakcyjna egzystują obok siebie, wzajemnie uzupełniają. "Istnieją (...) realne miejsca - miejsca (...), które są czymś na kształt anty-miejsc, rodzajem skutecznie wcielonej utopii, w których realne miejsca, (...), są jednocześnie przedstawione, zakwestionowane i odwrócone. Miejsca tego rodzaju znajdują się poza wszystkimi miejscami, pomimo tego, iż można byłoby wskazać ich lokalizację rzeczywistą"3 - powiada Michel Foucault charakteryzując heterotopie. Taką heterotopią jest właśnie cmentarz. W słuchowisku to realne miejsce, bądź co bądź miejsce wiecznego spoczynku zostaje - za pośrednictwem słów i myśli Eliasza - pokazane jako metropolia żyjących umarłych. Nie widzimy zniszczonych nagrobków, zarośniętych trawą pomników, oczom naszej wobraźni ukazuje się miasto pełne życia, głosów, postaci. Prawdziwe staje się dla nas wszystko to, co wypływa z pamięci bohatera.

Dzięki doskonałej grze Wiesława Drzewicza oraz zabiegom realizatorskim zostajemy wprowadzeni w wewnętrzny świat Eliasza, a mówiąc dokładniej - w jego pamięć. Odbywa się to przede wszystkim za pośrednictwem specyficznych retrospekcji, sięgających nie tyle do historii co w głąb duszy Szypera. Z jednej strony jesteśmy więc świadkami minionych wydarzeń, z drugiej jednak, wciąż znajdujemy się w tu i teraz świata myśli. Wewnętrzne dialogi i monologi przeplatają się tutaj z tradycyjnym dialogiem sytuacyjnym, umieszczonym w realnej rzeczywistości. Najlepszym przykładem jest, jak sądzę, historia targowego złodzieja - Hirsza. Słyszymy wyraźnie, jakby prowadzoną gdzieś w oddali, jego rozmowę z rabinem, jarmarczny gwar, wykrzykiwania przekupek. Co jakiś czas ten spójny obraz przerywany jest jednak komentarzami Eliasza, który kieruje swoje słowa nie do wyimaginowanych postaci, ale do przebywającego razem z nim, na cmentarzu, Irka. Każda z retrospekcji posiada ponadto bogatą oprawę muzyczną. Smutne żydowskie melodie, najpierw ciche, zupełnie niezauważalne, potem coraz głośniejsze, wyraźnie wskazują na to, iż bohater rozpoczyna kolejną wędrówkę po zakamarkach pamięci. Gdy powraca do rzeczywistości, cichną także skrzypce i klarnety, a cała orkiestra jakby zamiera w bezruchu. Muzyka, zarówno instrumentalna jak i zamknięta w formę żydowskich pieśni i psalmów, poza tym, iż pełni funkcję porządkującą - oddziela od siebie poszczególne części słuchowiska, sygnalizuje przejście do innej przestrzeni - w sposób szczególny oddziałuje na emocje odbiorcy. Niespodziewanie buduje nastrój grozy i niepokoju, aby za chwile wprowadzić nas w stan błogiego rozmarzenia.

Ostatnia - czwarta cześć, oparta jest, tak jak cześć pierwsza, na spotkaniu Eliasza z panną Krysią. Z dochodzących do nas dźwięków - zjawiska akustyczne są identyczne jak w pierwszym fragmencie - możemy wnioskować, że także teraz miejscem akcji jest biblioteka. Widzimy więc, że całe słuchowisko posiada dodatkowy element porządkujący, w postaci kompozycyjnej klamry.

Tytuł słuchowiska został zaczerpnięty z Psalmu XVIII: " ...Wołałem Pana w moim udręczeniu / mego Boga, mego Boga przyzywałem / i usłyszał mój głos ze swej świątyni / i dotarł do Jego ucha mój krzyk / i ziemia poruszyła się i zachwiała / zadrżały fundamenty gór / i wyciągnął swą rękę i mnie pochwycił / wydźwignął mnie z głębokości wód." Fragment ten jest idealną ilustracją wewnętrznego stanu bohatera. Pojawia się on we wstępie do samego przedstawienia jako jeden z elementów wewnętrznego monologu, jego słowa powtarzane są w języku polskim i hebrajskim, towarzyszy mu muzyka oraz śpiew. Motyw ten zostaje później sparafrazowany i staje się częścią powtarzającego się refrenu. Poza nim pojawiają się tam także fragmenty rozmów, zdania urywane w pół słowa, wszystko to, co związane jest z tragicznymi przeżyciami Eliasza, i co posiada stałe miejsce w jego pamięci: "Uważaj Eliaszu, aby Cię nie zatopiły strumienie i nie pożarła głębia wód. Nadszedł czas gaszenia świec (...), stłukła się lampa złota, ale ktoś musi zostać i mieć zapałki..." Czym jest głębia wód? Dlaczego pierwszymi słowami, jakie skierował Eli do Krysi w odpowiedzi na pytanie: "Pan z daleka?", były: "Z głębokości wód"? Świat bohatera jest światem martwym - ukochana, rodzice, z którymi rozmawia, zginęli, kiedy tamten był jeszcze chłopcem. Życie w świecie wspomnień jest tak naprawdę zanurzeniem się w morzu śmierci, jak powiada Irigaray "morze jest zbyt głębokie, << jego [jej] najdalsze głębiny nie powracają do światła dnia>>, powodując niemożliwość odróżnienia głębi od powierzchni, góry od dołu."4 Bohater zamknięty w oceanicznej głębinie skazany jest na zasadę wiecznego powrotu, porusza się po kole, z którego nie ma wyjścia, jak sam z resztą mówi: "Całe życie to droga, ona robi wielkie koło i wraca do tego samego miejsca gdzie się zaczęła". Jedyną nadzieją jest dla niego Bóg, On jednak nie słucha. Jedne z ostatnich słów, jakie słyszymy brzmią: "Cokolwiek raz było to będzie, cokolwiek raz uczynione zostało, uczynione zostanie, co za nowina, tak jest zawsze, tak jest wciąż." To w jakimś sensie pogodzenie się z losem, potęguje ostatnia wątpliwość bohatera, czy to aby nie był sen, który przyśnił się czterem osobom naraz?

Miejsce, w jakim znalazł się Eliasz, uruchomiło w jego świadomości cały aparat wspomnień i skojarzeń. Słyszymy opowieści o dawnych mieszkańcach, widzimy - jakby oczyma własnej pamięci - starą synagogę, dom parasolnika, wszystko znajduje się na wyciagnięcie ręki. Jedynym odstępstwem od tej normy jest część, w której rozmawia on ze swoim przyjacielem Romanem, Polakiem, którego szukał, a który uratował mu życie. Wspomnienia, które wcześniej, a także później były wyrażane jedynie w formie wewnętrznego monologu czy dialogu, znalazły swe ujście w rozmowie z Osadą: "Może to jest akurat to jedno miejsce gdzie mnie brakuje?" To miejsce to wspólna ojczyzna - pamięć.

Zastosowana przez Mularczyka struktura narracyjna - dialogi, monologi wewnętrzne, retrospekcje powodują, że zaciera się granica między czasem przeszłym a teraźniejszym, razem tworzą one bardzo dynamiczną konstrukcję, opartą na własnym czasie bieżącym w ramach także bieżącego czasu fabularnego. Ta płynność, jednoznacznie kojarzy nam się z wodą. To jednak nie wszystko gdy idzie o ten wyjątkowy żywioł. Jak wiadomo posiada ona szczególną umiejętność odbijania i powielania obrazu. Czy można tę jej właściwość łączyć z zabiegiem stosowanym przez realizatorów słuchowiska, polegającym na zwielokrotnianiu dźwięków, wręcz polifonicznym ich zestawianiu? Myślę, że odpowiedź twierdząca nie będzie nadużyciem. Odbicie, czy to obrazu czy dźwięku powoduje podwojenie efektu, a tym samym wzmocnienie jego siły oddziaływania. Nakładające się na siebie muzyka, głosy, zjawiska akustycznie, w sposób szczególny poruszają naszą wyobraźnię, dotykając najgłębszych zakamarków duszy.

Słuchowisko Andrzeja Mularczyka jest dziełem fascynującym, odznaczającym się szczególnym bogactwem formy oraz treści. Skupiłam się tylko na kilku elementach, które, jak sądzę, warte są szczególnej uwagi. Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku dzieła tak komplementarnego, z poruszeniem każdego z problemów wiąże się otwarcie drzwi na tysiąc nowych zagadnień. Sądzę jednak, że powyższa analiza, może służyć jako podstawa, dla dalszych, bardziej szczegółowych rozważań.

Izabela Zep



Przypisy

1J. Kroutvor, Żywioły, Hrrmann a synove, 1997.
2W. Hulewicz, Teatr wyobraŸni, Warszawa 1935, za: S. Bardijewska, Słuchowisko jako tekst słowno-dzwiękowy, w: Nowe media w komunikacji społecznej XX wieku, red. M. Hopfinger, Warszawa 2002.
3M. Foucault, O innych przestrzeniach
4L. Iigaray, Marine Lover of Friedrich Nietzsche, New York: Columbia University Press, 1991, s. 46, za: Zdenka Kalnicka, Woda, w: Estetyka czterech żywiołów, tłum. K. Wilkoszewska, M. Bakke, Kraków 2002, s. 124.